Do Emmy trafiłam, gdy posypał się mój drugi związek. Byłam w depresji, choć nie widziałam o tym. Nie chodziłam do psychologów, na terapie, bo uważałam, że nie będę opowiadała o swoich problemach. Chciałam, aby ktoś wszedł w moja głowę i po prostu przeczytał to, co w niej siedzi, bez przymusu zwierzania się, opowiadania o sobie.

W wieku 55 lat dowiedziałam się, że żyłam w toksycznej rodzinie, że moja matka to „królowa śniegu”, matka kontrolująca i egoistyczna, matka narcystyczna. Dowiedziałam się, że do każdego z moich partnerów uciekałam przed matką, przed jej kontrolą. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Całe prawie życie myślałam, a nawet byłam pewna, że mam wspaniałą rodzinę, normalną rodzinę. Tylko nie wiedziałam, dlaczego czuję się nieszczęśliwa, nierozumiana. Nie wiedziałam, dlaczego mam bulimię, dlaczego zostawiają mnie i zdradzają partnerzy.

Nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć? Chyba od tego, że na drodze dobre anioły postawiły mi Emmę. To ona, delikatnie, metodami tylko sobie znanymi, naprawiła mnie. Pracuję nad sobą ponad dwa lata i ciągle poznaję siebie, udoskonalam, przepracowuję traumy.
Emma uzmysłowiła mi wiele rzeczy. Odkryłam, że wcale to nie moja siła pozwoliła mi przetrwać burze w moim życiu, a to, że moim mechanizmem obronnym jest wyparcie. Może dobrze, bo dzięki temu nie zwariowałam.
Wyszłam za mąż, gdy miałam 21 lat. Byłam młoda, głupia i naiwna. Przez całe moje nastoletnie życie słyszałam od matki, że mój ojciec jest wstrętny, wredny, sadystyczny. Słyszałam jej opowieści, jak się modliła, aby się zabił (jeździł motorem), bym go nienawidziła. Przez całe życie słyszałam, że seks jest bee, faceci są bee. Chciała, abym była, jak ona – nie analizowała, modliła się i upodobniła się do niej. Ona nazywała to miłością i wsparciem. Nie, nie była potworem, ale mnie biła, straszyła ojcem. Obrażała się na mojego brata, gdy ten miał 3 -4 latka. Karała go tym, że nie odzywała się do niego kilka godzin, czasami dni, a ten za nią biegał i błagał: „mamusiu, odezwij się do mnie”. Nadal uważałam, że moja matka jest dobra.
Mój były mąż zdradził mnie bodajże z 15 kobietami. Nigdy nie skarżyłam się jej, nie wiedziała o połowie moich problemów. Na początku sama go nienawidziła, a potem słuchałam, jakiego to mam wspaniałego męża. Powód? Prozaiczny! Dbał o teściową – robił jej zakupy i pytał – „jak się mama czuje?” Dla niej to mantra, której mogłaby słuchać przez cały dzień. Mój brat jest kochającym synem, bo pyta o mamy zdrowie, a ja nie, bo nie pytam. Ja wolę umyć jej okna, zrobić zakupy, ale i tak, to ja jestem ta be, ta zimna, bo nie pytam. Nieważne. Piszę to po to, aby pokazać, że mimo wszystko całe życie myślałam, że moja matka jest dobra, kochająca! Do czasu! Aż do mego rozwodu. Postanowiłam się rozwieść, więc to się mojej matce nie spodobało. Jak to? Nie można! W rodzinie będzie skandal, jak ona będzie wyglądała na tle rodziny?!  Wyzwała mnie, a na końcu dodała: Adama zawsze przyjmę (mój były mąż), a ty zdechniesz pod płotem!
Czy mam do niej żal? Nie, już nie. Nie rozumiem tylko, jak matka może tak postępować wobec swego dziecka? To znaczy – rozumiem, bo Emma mi wszystko wytłumaczyła.
Najpierw zrobiłam własną analizę indywidualną, z której dowiedziałam się, że obraz matki w moich wcieleniach jest zatarty. Potem zrobiłam analizę porównawczą z matką. Z niej dowiedziałam się, że byłą moją macochą, że wyrzuciła moją matkę, a mnie zabrała, że mnie gnębiła, straszyła.
Wtedy zrozumiałam, dlaczego całe życie czułam się obco przy niej. Nie czułam z nią wielkiej więzi, choć ją kochałam na swój sposób. Już jako dziecko pamiętam, że nie chciałam się do niej przytulać, jakbym bała się jej. Dla mnie liczyła się tylko babcia, jej matka. Emma zawsze powtarza, że partnerów dostajemy podobnych do naszych matek. Zgadzam się w stu procentach! Moi, obydwaj, byli, jak ona – zimni emocjonalnie, nielojalni (każdy na swój sposób), narcystyczni. Oczywiście nie widziałam tego.
Przeżyłam wiele traum w życiu, ale ostatnie 3 lata mnie prawie zabiły. Jestem wśród żywych tylko dzięki Emmie, która mnie ratowała swą mądrością, pomocą, wiedzą.
Mój drugi partner wyrzucił mnie na bruk. Zostałam tylko z przysłowiową walizką i musiałam zamieszkać u córki. Miałam myśli samobójcze, choć chyba wiedziałam, że tego nie jestem w stanie zrobić. W wieku 55 lat zaczęłam od zera. Emma, a w zasadzie wszystkie analizy, które dla mnie wykonała, terapie, praca psychologiczna, wskazała mi drogę. Zrozumiałam, skąd te „przygody” w moim życiu, jak z nimi walczyć. Zrozumiałam, że ja sama dla siebie jestem ważna i nikt za mnie nie przepracuje tego, nie zawalczy o mnie!
Polecam Emmę z całego serca, naprawdę. Wiem, że ludzie czasami mówią, że to, co robi nie działa. Działa! Trzeba tylko pracować ze sobą, a nie czekać, aż ktoś za nas to zrobi.
Ja jestem tego świadoma, bo wywalczyłam dla siebie nowe życie. Nawet w wieku 55 lat warto próbować, Jestem teraz szczęśliwa i spełniona.
Dziękuję Emmo.



P.S. Z matką próbowałam naprawiać relacje, ale moja matka wybrała dumę. Ale i tak nie mam do niej żalu, zrozumiałam, że ona inaczej nie potrafi.



Anna

(pisownia zgodna z oryginałem)

kontakt@emma-lange.pl

 Portfolio

Kalendarz Biodynamiczny